Spis treści
Czy Google “widzi”, że tekst został napisany przez sztuczną inteligencję? Czy treści AI obniżają pozycje strony w wynikach Google? Jak nie wpaść w pułapkę „kopiuj-wklej”, która może szkodzić pozycjonowaniu witryny? Przyjrzyjmy się temu tematowi nieco bliżej.
Jak Google podchodzi do treści AI?
Od samego początku oficjalne stanowisko Google było proste: liczy się nie autor, tylko jakość. Jeszcze w 2023 roku w Google Search Central Blog (luty 2023) napisano wprost: „Nasze systemy koncentrują się na jakości treści, a nie na tym, jak zostały stworzone. Wysokiej jakości treść może pochodzić zarówno od ludzi, jak i maszyn.”
Nowe wytyczne w 2025
Kwiecień 2025 przyniósł aktualizację Search Quality Rater Guidelines, wg której na celowniku znalazły się głównie:
- masowo generowane teksty bez redakcji,
- parafrazy innych artykułów bez wartości dodanej,
- rozwlekłe wstępy i zapychacze,
- strony tworzone tylko dla zysku z reklam,
- fałszywe informacje o autorach (np. wymyślone bio, byleby wyglądało wiarygodnie).
Czy Google wykrywa treści AI?
Tu ciekawostka: Google nie ma jednego narzędzia, które „skanuje” tekst i mówi: tak, to pisał ChatGPT. Zamiast tego analizuje jakość. Na czym to polega?
Algorytmy sprawdzają m.in.:
dopasowanie do intencji wyszukiwania – jeśli ktoś pyta „ile kalorii ma banan”, a tekst odpowiada dopiero w akapicie szóstym, to sygnał, że coś jest nie tak,
unikalność – czy treść wnosi coś ponad to, co już jest w sieci,
przydatność – czy użytkownik faktycznie znajduje odpowiedź, czy tylko dostaje parafrazę Wikipedii.
Czy AI to zagrożenie dla SEO?
NIE. Sam fakt, że korzystasz z ChataGPT nie sprawi, że Google „obniży” Twoją stronę. Algorytmy nie mają wbudowanego filtra typu: „aha, to pisała maszyna, to do kosza”. Google ocenia efekt końcowy, a więc treść, którą widzi użytkownik.
Kiedy pojawia się problem?
Zagrożenie pojawia się wtedy, gdy AI traktujesz jak maszynkę do taśmowego produkowania treści. Wrzucasz ogólny prompt, dostajesz 10 podobnych akapitów i od razu publikujesz. Brzmi kusząco, bo szybciej, ale efekt jest łatwy do przewidzenia:
- teksty brzmią podobnie jak setki innych w sieci,
- zamiast konkretów dostajesz rozwlekłe frazesy,
- pojawia się sporo powtórzeń i zapychaczy.
Google jasno to komunikuje: „Nie każde użycie automatyzacji to spam”. To nie technologia jest winna, tylko sposób jej użycia.
Dlaczego takie treści spadają?
Bo nie odpowiadają na to, czego szuka użytkownik. Wyobraź sobie, że ktoś wpisuje w Google „jak wybrać system ERP dla średniej firmy”. I dostaje tekst pełen ogólników, w którym dopiero w szóstym akapicie pojawia się coś konkretnego. Efekt? Użytkownik wychodzi. Google widzi niski czas na stronie, wysokie odrzucenia – i uznaje, że ta treść nie jest wartościowa.
AI jako wsparcie, nie zagrożenie
Kiedy jednak użyjesz AI świadomie – jako asystenta, który pomaga przy researchu, budowie struktury czy pisaniu pierwszej wersji – wtedy działa to na Twoją korzyść. Treść powstaje szybciej, ale to Ty nadajesz jej sens, ton i unikalność.
Dlatego AI samo w sobie nie jest zagrożeniem dla SEO. To narzędzie. To Ty decydujesz, czy użyjesz go do zrobienia dobrego tekstu, czy do zalania strony przeciętnym Contentem, który zniknie z wyników szybciej, niż się pojawi.
Czy Google nakłada kary za korzystanie z AI do tworzenia treści?
Nie. Samo używanie narzędzi AI nie sprawi, że Google nałoży na Twoją stronę karę. Algorytmy nie rozpoznają i nie oznaczają tekstu jako „napisanego przez człowieka” albo „napisanego przez AI”. To w ogóle nie jest kryterium oceny. Google interesuje jedno: czy treść naprawdę odpowiada na pytania i potrzeby użytkowników.
Mówiąc prościej: nie ma znaczenia, czy piszesz sam, czy korzystasz z pomocy sztucznej inteligencji. Liczy się efekt. Jeśli tekst jest sensowny, konkretny i daje wartość czytelnikowi, to jest zgodny z polityką Google. Jeśli natomiast wrzucasz masowo wygenerowane akapity, które brzmią jak losowe lanie wody — to prędzej czy później wyszukiwarka to wychwyci i pozycje polecą w dół.
Z mojego doświadczenia wynika, że najlepsze efekty daje połączenie: AI do szybszego generowania pomysłów czy szkiców, a człowiek do nadania temu sensu, tonu i jakości. To tak, jakbyś miał pomocnika, który robi za Ciebie brudną robotę, a Ty tylko pilnujesz, żeby całość miała ręce i nogi.
Jak korzystać z AI, aby wzmocnić SEO?
AI nie zrobi za Ciebie całej roboty. To narzędzie, które może przyspieszyć proces i odciążyć Cię w żmudnych zadaniach, ale efekt końcowy i tak zależy od Twojej strategii, wiedzy i pomysłów. Klucz tkwi w tym, by umieć rozdzielić role: Ty odpowiadasz za plan, a AI za wykonanie pomocnicze.
Planowanie jest po Twojej stronie
Sztuczna inteligencja nie wymyśli za Ciebie strategii. Musisz wiedzieć, jakie frazy mają potencjał, jakie pytania zadają Twoi użytkownicy i w jaką stronę chcesz poprowadzić ruch organiczny. To etap, którego AI nie przeskoczy – bez Twojej analizy treści konkurencji, intencji wyszukiwania i celów biznesowych wygenerowany tekst będzie zwykłym szkicem bez kierunku.
Raport HubSpot – State of Marketing AI 2024 pokazuje, że firmy, które używały AI wyłącznie do pisania, notowały mniejsze wzrosty widoczności niż te, które łączyły automatyzację z analizą danych i planowaniem treści. Innymi słowy – jeśli traktujesz AI jako kreator akapitów, dostajesz przeciętność. Jeśli łączysz je ze strategią, możesz zbudować przewagę.
Precyzyjne polecenia
Modele językowe świetnie radzą sobie z pisaniem konspektów, tworzeniem nagłówków i rozwijaniem akapitów. Warunek jest jeden: precyzyjny prompt. Im bardziej szczegółowe instrukcje dasz, tym lepszą jakość otrzymasz.
Z mojego doświadczenia najlepiej działa podejście w trzech krokach.
- Najpierw struktura i słowa kluczowe – rozpisuję H2 i H3, określam frazy, które mają znaczenie w SEO.
- Potem generowanie szkiców – proszę AI o konkretne akapity do każdej sekcji. To daje bazę, którą można dalej rozwijać.
- Na końcu redakcja – skracam, dopisuję przykłady i dane, dopasowuję język do stylu marki, a całość optymalizuję pod SEO.
Kiedyś próbowałem iść na skróty i pisałem do AI: „napisz artykuł o…”. Efekt? Tekst wyglądał poprawnie, ale w praktyce nie dawał żadnych wyników w wyszukiwarce. Brakowało mu struktury i konkretu.
Edycja i optymalizacja
Traktuję AI jak stażystę, który zrobi szkic, ale publikacja bez korekty nie wchodzi w grę.
Redakcja to etap, na którym sprawdzam:
- czy dane i statystyki są aktualne (AI potrafi przywołać liczbę dane z 2017 roku jako świeżynkę);
- czy tekst ma naturalny rytm i flow;
- czy treść jest przydatna i wartościowa z punktu widzenia odbiorcy;
- czy optymalizacja SEO jest OK: uzupełniam długo-ogonowe, wplatam linki, poprawiam nagłówki.
To wszystko wymaga czasu, ale i tak jest szybciej niż pisanie od zera. Różnica polega na tym, że AI daje mi szkic, a ja nadaję mu duszę i sens.
Mam nadzieję, że artykuł Ci się podobał!
- Autorem artykułu jest Filip Nocny – doświadczony strateg komunikacji i trener SEO.
- Potrzebujesz wsparcia? Kliknij: konsultacja SEO
- Dołącz do moich znajomych na LinkedIn!